poniedziałek, 30 marca 2015

Wiktoriański wózek dziecinny. A Victorian baby pram.


      Jak  pisałam w poprzednim poście, niedawno zakupiłam dwie lalki, mamę i córkę w wózku, które w brutalny sposób zostały przeze mnie rozdzielone. Córka trafiła do nowej kołyski w pokoju dziecinnym, matka do pokoju kucharki a wózek? Wózek został. Niezbyt ładny, trochę niewymiarowy, stary i taki... niezbyt pasujący do domku. Jednak wyrzucać miniaturkę to grzech, więc należało wózek przerobić. Trochę tektury, podszewka ze starej marynarki męża, trochę beżowego tiulu, koła od starego wózka i oto on ... nowy - stary wiktoriański wózek dziecinny.




         Przyznam nieskromnie, że wózek bardzo mi się podoba. Jest taki, o jakim marzyłam. Niestety firmowe miniaturowe wózki sporo kosztują, mój nie jest może profesjonalny, ale prezentuje się całkiem dobrze. Wszystkie elementy są ze sobą zszyte ręcznie, dzięki czemu nie musze się martwić, że wózek rozpadnie się.

          Docelowym miejscem dla wózka jest sklepik ze starociami. Niestety korytarz przy wejściu do wiktoriańskiego domku jest zbyt ciasny bym mogła trzymać w nim tak duży przedmiot.


        As I wrote in my previous post last week, some time ago I bought two dolls, a mother and a daughter in a pram. They have been separated by me in a "brutal" way. The daughter has been placed into the cradle and the mother is still waiting for the decision about her future. And the pram? What about the pram? Well, I didn't like it. It was not nice, it was not much in scale and it didn't match the rest of my Victorian staff. But I couldn't get rid of a miniature. It is almost a sin. So I decided to create a new one using the old iron wheels. Some cardboard, some old fabrics and.... here it is... a new - old Victorian baby pram. 
         I must say that I like my new pram very much. It is as I wanted it to be - romantic, nostalgic.... Victorian! All the elements of the pram are sewn together so it is quite solid. In the future it is going to be placed in the Victorian shop.





środa, 25 marca 2015

Dwie kołyski. Two cradles.

               
       
           Tak to już jest, że dzieci czasem pojawiają się na świecie przez przypadek. Dobrze, że w moim przypadku mowa tylko o miniaturkach, ale jakby nie było, wpadka miała miejsce. Zupełnie "niechcianie" jednego dnia stałam się posiadaczką dwóch identycznych kołysek. Powiedzieć, że nie byłam nimi zachwycona, to za mało. Nie były zupełnie w moim stylu i nijak nie pasowały do mojej wizji domku. Poza tym, poza dwójką kilkuletnich miniaturowych dzieci nie przewidywałam już więcej maluchów w pokoiku dziecinnym. Los jednak zarządził inaczej...


                 Jedną z kołysek pomalowałam na biało, zmieniłam materac na ręcznie robiony mięciutki
kocyk, kotarę na ręcznie wyszywaną firankę i gotowe! Tak się złożyło, że kilka dni temu kupiłam dwie lalki - mamę i malutką córkę. Córka okazała się idealna do kołyski, a mama... no cóż, póki co, czeka w pokoju kucharki na dalszy rozwój sytuacji...
                 Druga kołyska znalazła swoje miejsce w sklepiku ze starociami. Obdrapałam z niej trochę farby, żeby wyglądała na starą i zużytą, a przede wszystkim, żeby pozbyć się namalowanych na niej kwiatów. Teraz służy jako pojemnik do przechowywania starych obrazów. Nie jestem jednak przekonana co do jej wyglądu... może przemaluję ją na ciemny brąz...
             
               



                     It sometimes happens that children "appear in the world by accident". It has happened to me, too. Fortunately, only in my miniature world... Involuntarily I have become an owner of two identical cradles. Saying that I didn't like them is not enough... I wasn't able to find a place in my house for them... they just didn't fit in my vision of the miniature Victorian house I possess. What's more, I didn't want any more children in the nursery... It seems that the miniature fate has changed my plans...
                 
               I painted one of the cradles white, exchanged the mattress for a comfy wooly blanket, a synthetic curtain for a hand-decorated curtain and here it is! A few days ago I bought two dolls, too, a mum and a little daughter. The daughter is just perfect for the cradle... and the mum... well, for the time being, the poor woman is waiting in the cook's room... We'll see what will happen with her.
                   The second cradle has been placed in the old curiosity shop. I have removed some white paint from the surface, mostly to make it seem older and to get rid of flowers painted on the cradle. It serves as a container for old paintings... I am not sure about the color of the cradle, though. Maybe I will paint it brown...






czwartek, 19 marca 2015

Chodnik. The pavement.

                 
          Pamiętacie takie oto słowa piosenki ..."mój jest ten kawałek podłogi..."? Właśnie nucę ją sobie pod nosem, ale zamiast o podłodze śpiewam o chodniku. Wreszcie udało mi się skończyć coś, do czego od kilku miesięcy nie miałam odwagi się zabrać. Zmobilizowali mnie goście, którzy przyjeżdżaja w ten weekend. Nie mogłam przecież zaprezentowac im mojej miniaturowej posiadłości z wystającymi ostraszającymi deskami służącymi za podstawę ulicy. Tak więc ulicę, a raczej chodnik należało skończyć. Brakuje jeszcze płotu, schodów do wejścia dla służby i ulicznych latarenek, ale całość już teraz wygląda o niebo lepiej.
              Chodnik wykonany jest z drewna, pokryty szpachlą oraz setkami kamieni ręcznie wyciętych z wytłoczek od jajek. Samo przyklejanie kamyczków zajęło mi trzy wieczory,bo murek ma wymiary 100 x 20 x 10 cm. 

                     There is a Polish song with words "this piece of the floor is mine"... I am murmuring it now and changing the word floor into pavement. Finally! I have finished it! I am going to have visitors this weekend and I just couldn't show them my miniature mansion with naked desks imitating a piece of the street in front of the house. There is still no fence, no staris leading to the entrance door for the staff and no street lanters but it already looks much better than before.
The pavement is made of wood, plastered and covered with hundreds of little "stones" cut out of egg boxes. Covering the structure with the stones took me three evening as it is 100 x 20 x 10 cm.



wtorek, 10 marca 2015

Tarty jagodowe. Berry pies.

         
      Wczoraj było o torbach, a dziś wracam ze słodkościami. Tak na szybko. Tarty jagodowe zrobione są z modeliny DAS. Właściwie trudno nazwać ją modeliną, bo jest to coś pomiędzy gliną a masą papierową. Co by to nie było jednak, ważne że się słucha. Wieczorem miałąm ochotę na słodkie więc.... usiadłam i ulepiłam. Niekaloryczne, a jakie efektowne i apetyczne. Trzeba tylko pamiętać, by nie zjeść.


        
    Yesterday I wrote about the leather bags, today I come with berry pies. The pies are made of DAS clay. Well, to tell the truth it is something between the clay and paper mache. The important thing is that it is "obedient". Yesterday evening I wanted something sweet so... I sat down and I made some goodies. Without calories but seem delicious. You just have to remember not to eat it.











poniedziałek, 9 marca 2015

Skórzane torby. Leather bags.

             
      Dziś ciąg dalszy skutków ubocznych sprzątania... skórzane wiktoriańskie torby i tornistry. Wyrzucając z szaf stare ubrania natrafiłam na czarną skórzaną saszetkę męża. Na pytanie co z nią zrobić usłyszałam : pozszywaj dziury w kieszeniach albo wyrzuć.  Hmmmm... Jak myślicie, którą opcję wybrałam? Nie pozszywałam, nie wyrzuciłam, ale zabrałam się do miniaturzenia. Rezultat - trzy wiktoriańskie tornistry, torba lekarska i torba podróżna. Na więcej nie było czasu, ale do wykorzystania została mi jeszcze jedna strona saszetki. Może zrobię z niej skórzany fotel do biblioteki?
               Co do toreb, to technika tworzenia mieszana - trochę klejenia, trochę szycia. Zdecydowanie nie polecam szycia grubej skóry bez naparstka. Moje palce jeszcze cierpią. 

              Today I'm going to tell you about another of side effects of cleaning my house... leather Victorian bags. Clearing one of our wardrobes I found my husband's black leather bag. He used to keep his documents there. Having asked what to do with it I heard: mend the holes in the pockets or throw it away. What did I do? I didn't mend it, I didn't throw it away... I started to "miniaturize" it. The result - three Victorian schoolbags, a doctor's bad and a journey bag. There was no time to create more but I still have a part of the bag to use. Well, maybe I will make an armchair.
            The bags are gkued and sewn. I don't recommend sewing thick leather without a thimble. My fingers have been suffering...




środa, 4 marca 2015

Co wyniknęło z porządków... The result of cleaning...

           

       Porządki... Chociaż lubię mieć w domu czysto to  nie mogę powiedzieć, że jestem wielką zwolenniczką częstego opróżniania szaf i szuflad. No ale skoro trzeba to trzeba. A jakie wyniknęły z tego konsekwencje? Nowe obrazy do domku i sklepiku....

            Robiąc porządki w jednej z przepastnych szuflad znalazłam pudełko od mojego telefonu komórkowego. Pudełko jak pudełko, ale widziałam w nim potencjał. Duże, z grubej tektury, zadrukowane tylko po jednej stronie... nie mogłam go przecież wyrzucić. No i przyszły mi na myśl obrazy, eleganckie w złotych ramkach. Trudno w to uwierzyć, ale wykonanie ich zajęło mi aż trzy wieczory. Stwierdzam jednak, że warto było bo jestem z nich naprawdę bardzo zadowolona. 
            Ramy wycięte z tektury pociągnęłam kilka razy złotym akrylem. Obrazy, które imitować mają rysunki i akwarele to w większości dzieła mojej ulubionej ilustratorki Kate Greenaway znalezione w internecie i pomniejszone.

            Cleaning... Although I like keeping my house clean I cannot say that I am a great enthusiast of
emptying and clearing my wardrobes and drawers very often. But sometimes I just have to. What are the consequences of the last cleaning? New paintings for the Victorian house and for the shop.
           Emptying one of my huge drawers I found an old box. It was the packaging of my mobile phone. Just a box but I saw some resources in it. Thick cardboard, printed just on one side... I could not just throw it away. And then I thought about paintings, elegant ones with golden frames. It is hard to believe but it took me three evenings to make them.  However, I am really satisfied with them.
           The frames are cut off cardboard and painted with gold acrilic. The pictures that imitate drawings and watercolour paintings are mostly miniatures of works of my favourite book illustrator Kate Greenaway found in the internet.