niedziela, 20 grudnia 2015

Kufer na zabawki. A toy chest.

                   
             Jeśli czekaliście na post świąteczny to przykro mi bardzo... nie będzie. Choinka w domku ta sama co w zeszłym roku, ozdoby te same, prezentów dla lalek brak. Bardziej niż przygotowania do miniaturowych świąt zaprząta mi teraz głowę przemeblowanie pokoiku dziecinnego. Takie dość radykalne przemeblowanie. Wyrzuciłam niebiesko - białe mebelki a na ich miejsce wstawiłam kanapę i komodę. Uplotłam też nowy kosz na zabawki. Przyznacie, że całkiem nieźle się prezentuje. Teraz czas na budowę łóżek. Marzą mi się takie ozdobne, typowo wiktoriańskie. Pokoik czeka jeszcze sporo zmian. Cały czas zastanawiam się nad dodaniem ścianki dzielącej pomieszczenie na część dzienną i sypialną. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Tymczasem życzę wam wszystkich spokojnych i rodzinnych świąt i mnóstwo miniaturowych pomysłów w nowym roku!

                      If you wait for a Christmas post I am very sorry but... there won't be any. The Christmas tree is the same as last year, the decorations are the same and there are no gifts for the dolls. More than with preparatives for miniature Christmas I am occupied with the refurbishment of the nursery. Quite a drastic refurbisment I would say. I have gotten rid of the white and blue furniture and I have replaced it with the handwoven sofa and a tall boy chest. I have handwoven a new toy chest, too. Now I am going to make new beds. And I have been thinking of adding a division wall to separate the day space and the night space of the nursery. We'll see. In the meantime, I would like to wish you a quiet and warm Christmas with your relatives and a lot of miniature ideas in the new year!




środa, 9 grudnia 2015

Herbaciane róże. Tea roses.

       
            Mój miniaturowy domek i ja tworzymy bardzo dziwny związek. Raz go uwielbiam i potrafię wpatrywać się w niego godzinami, a kiedy indziej chciałabym żeby zniknął i żebym mogła zacząć budować jego ulepszoną wersję. Domek jednak twardo stoi na swoim miejscu i ani myśli, żeby się gdzieś ruszyć, a ja jestem obecnie w fazie "gniewnej".
    Po przeanalizowaniu bardzo dokładnie każdego z pomieszczeń postanowiłam, że czas na zmiany. Trzeba domek "uszlachetnić". Pierwsze co przyszło mi do głowy to kwiaty. Kwiaty zawsze nadają pomieszczeniom świeżości. Łatwo powiedzieć... jedyne co jestem w stanie zrobić to monstery i róże. Monstery wystają już z każdego miniaturowego kąta... więc zostały róże. Zamarzyły mi się herbaciane, a wyszły... jakie wyszły. Zrobiłam je z drucików i modeliny samowysychalnej. Teraz brakuje wazonów. Zbyt trudne wyzwanie jak na obecną chwilę... więc póki co kwiatki cierpliwie czekają w koszyku.

           Me and my miniature house... a very strange relationship. Sometimes I love it and I can watch it for hours, sometimes I just want to get rid of it, to make it disappear with a magic wand and to start building a better version of it. Now I am in the "angry period" and after having analyzed very precisely every single room in the house I have decided to "ennoble" it. The first thing I thought of was to make some flowers. They always give some freshness to the room. Well, easy to say... but the only plants I am able to create are monstera plants and roses. The monstera plants are already in almost every corner of my house so... the choice was not difficult. I wanted to make tea roses. What did I manage to make? Difficult to describe. The roses are made of air - drying clay and wires. Now I should make some vases. It seems too difficult for me for now so the flowers have to wait in the basket.


poniedziałek, 30 listopada 2015

Idą święta, idą... Christmas is coming...

W tym roku tak się zaplotłam, że nie miałam w planie większych przygotowań do Bożego Narodzenia. Tego w miniaturze oczywiście. Poza tym mam całkiem sporo ozdób wykonanych w zeszłym roku. Jednak tak zupełnie obojętnie obok "domkowych" świąt przejść nie mogę, pewnie dlatego, że też je uwielbiam! Ostatnio wpadł mi pomysł na zrobienie choinek z modeliny. Prościej się nie dało. Zrobiłam modelinowe stożki i wbiłam na wykałaczki. Następnie delikatnie pocięłam je nożyczkami, poczekałam aż wyschną, pomalowałam akrylami i gotowe! Prawda, że świetnie się prezentują? Zwłaszcza na tym białym kufrze, który uplotłam dla pewnej wyjątkowej osoby.


Lately, I have been so busy handwaving my furniture that I didn't plan any bigger preparations for Christmas. Christmas in miniature, of course. I have a lot of decorations made last year. But... I couldn't totally neglect the dollhouse Christmas... I love it too much! So I created something very simple but, at the same time, very pretty. I made Christmas trees from modelling clay. I prepared little clay cones, I placed them on toothpicks and cut them gently with small scissors. I painted them with green acrilics and... here they are. Little Christmas trees. Aren't they lovely? They look even more beautiful placed od the white chest that I handwoven for someone special...





poniedziałek, 23 listopada 2015

Kosze na bieliznę. Linen baskets.

             
         Jakiś czas temu jedna z koleżanek podrzuciła mi zdjęcie jasnego kosza na pranie żartując, że taki właśnie przydałby  się jej do nowego domku... Jak nie trudno zauważyć, od samego początku mojej przygody z wyplataniem, zrobiłam tylko jeden biały kosz. Nie lubię białego... to znaczy lubię, ale nie u siebie... U innych owszem. Zawsze zachwycam się czystymi jasnymi wnętrzami, ale osobiście lepiej czuję się w ciemniejszych kolorach. Podjęłam jednak "wyzwanie" i kosz powstał. Biały i nowoczesny, z otwieranym wiekiem. Hmmm... spodobał mi się. Oprócz białego powstał też drugi, ciemny kosz. Kupiłam nową farbę w odcieniach palonej sieny i musiałam ją wypróbować. Brakowało mi w domku kosza do łazienki... Już nie brakuje. Niemniej stwierdzam, że kolor, mimo, że ciekawy, chyba jednak zbyt ciemny do wiklinowych mebli . Pozostanę przy biszkoptowym brązie.


              Some time ago one of my friends sent me a photo of a light brown linen basket telling me that she would like to have one like that in her miniature house... As you have surely noticed, from the beginning of my "wicker" adventure I have made just one white basket. I don't like white colour... Well, actually, I like it but not in my house... I admire clean and light rooms in the houses of other people but I feel better with darker colours. However, I have made a white linen basket for my friend. A modern one with a removable lid. I do like it. Apart from the white basket I have made another one, for my house. I bought an acrilic paint in a new burn siena colour quite recently and I wanted to test it. I didn't have a linen basket in the bathroom... Now I have got one. I think that the colour, even if interesting, is too dark for wicker furniture. I will remain with the biscuit brown.




poniedziałek, 16 listopada 2015

Łóżko dziecinne. A child's bed.

         
                Długo zastanawiałam się jak zacząć ten post... i nic nie wymyśliłam. Zaczynam więc tak... Klara szczęśliwie dotarła i dołaczyła już do rodzeństwa w pokoiku na strychu. Oprócz Klary w pokoiku pojawiło się też jej nowe łóżeczko. Miało wyglądać zupełnie inaczej, ale... wyszło co wyszło. Nie znalazłam żadnych źródeł pokazujących wiklinowe wiktoriańskie łóżeczko dziecinne ze szczeblami więc zdałam się na własną wyobraźnię... i jak widać szczebelków zabrakło. Bez nich jest bardziej elegancko...a że mniej bezpiecznie... no cóż. Na szczęście Klara jest mało aktywnym dzieckiem, powiedziałabym nawet, że  nie chce jej się nawet ruszać ręką, więc raczej nie wypadnie...
   

         I have been thinking for quite a long while how to start... and I haven't "invented" anything so I will start in a very simple way... Claire has arrived. She has already been put together with her siblings in the big nursery in the attic. And  there is a new bed for her in the room, too. It was supposed to be much different from what it is... I was not able to find any source with Victorian wicker child beds with rungs so I created it from my imagination. And there are no rungs... It is more elegant without them. It is less safe, though. Fortunately, Claire is not an active child, she doesn't move at all so I hope she won't fall out of her bed.




środa, 4 listopada 2015

Czekając na Klarę. Waiting for Claire.

                 
             Chwilowa przerwa w pleceniu mebli... rozpoczęłam prace nad dziecinnym łóżeczkiem, ale... odłożyłam na później. Wszystkiemu winna jest Klara, mała niewinna dziewczynka na którą czekam już od dwóch tygodni. Czekam i czekam i gdybym mogła to poszłabym po nią nawet na piechotę, ale że przybędzie aż z Australii ... to nie pójdę. Klara przyjedzie zupełnie naga a tu pogoda już nie najlepsza. Trzeba przygotować ciepłe ubranko! Dlatego właśnie odłożyłam plecenie na rzecz szydełkowania. Ostatni raz szydełko trzymałam w rękach w szkole podstawowej, na pracach technicznych. Ale, o dziwo, pamiętałam jeszcze co nieco. I tak oto w pocie czoła, przy łzawiących oczach i lampce powstał taki oto komplecik. Jak dla mnie mikroskopijny. Czapeczka i szalik mozolnie udziergane z nici bawełnianej na szydełku 0,6 mm, bo mniejszego nie udało mi się jeszcze nabyć. Nie powiem, było ciężko.... ale rozochociłam się. Najpierw skończę łóżeczko, a potem zabieram się za dzierganie sweterka...
 (Ps. Chłopiec na zdjęciach jest tylko modelem)



                 A short break in weaving... I had started a baby bed but I left it for a few days. It's allClaire's fault. Claire is a little girl I have been waiting for two weeks. I am waiting and waiting and If I could, I would go and look for her even on foot but... as she is coming from Australia... I won't go. Claire will arrive naked. The weather is not so nice now so I must prepare some nice clothes for her. That's why I didn't finish the bed. I had to crochet. Imagine that the last time I had a crochet hook in my hand when I was in elementary school. But I still remember something. I had to work using the lamp light to see better , though, as I worked with a very small tool. A crochet hook 0,6mm was a real challenge for me! But here they are - a hat and a scarf. Aren't they nice? Yes, I admit that it was difficult to complete this task but... I think I will crochet a sweater for Claire, too. Just give me some time to finish the bed.
(Ps. The boy in the photos is just a model)


niedziela, 25 października 2015

Kanapa. A sofa.

               
             No i kolejny "wiklinowy" twór wyszedł spod moich rąk. Tym razem to kanapa. Pracowałam nad nią pięć dni i przyznaję, że chwilami brakowało mi już cierpliwości. Nie poddałam się jednak, bo to nie leży w moim charakterze... No i dobrnęłam do końca. Zrobiłam ją głównie po to, by sprawdzić czy podołam wyzwaniu. Chyba podołałam. Jak myślicie?
                 Kanapa zmieściła się jeszcze na stryszku w sklepiku, ale kolejne mebelki będę już chyba upychać we własnej szafie... 

                 Here we go again. I have created another "wicker" piece . This time it's a sofa. I worked with it for five days and in certain moments I lacked of patience. But I don't give up so easily... I made it mostly because I wanted to "prove" myself. What do you think? Have I passed? 
                 I have found some place in the shop attic yet and I put the sofa there. But where will I put the furniture I am going to make in the future? In my wardrobe... I suppose.








niedziela, 18 października 2015

Bujany fotel. A rocking chair.

                 
           Tak. To już chyba staje się niebezpieczne. Wpadłam na dobre. W co? W plecionki oczywiście. Musicie mi wybaczyć, ale odkąd zaczęłam moją przygodę z koszykami nie potrafię zająć się niczym innym. Kiedyś pewnie  mi się znudzi... Kiedy? Nie wiem. A tymczasem przedstawiam wam bujany fotel. Póki co stoi na stryszku w sklepiku, ale... mam nadzieję, że kiedyś ktoś się w nim pobuja. Fotel wypleciony jest z bawełnianej nici zabarwionej akrylami. Następna w kolejce czeka kanapa... Coś czuję, że będę musiała wybudować drugi sklepik, bo w starym powoli zaczyna brakować miejsca. 
                    Jakiś czas temu powstały również dwa kosze na bieliznę. Chyba ich jeszcze nie pokazywałam? 



             Yes. I suppose it is becoming quite dangerous. You must forgive me but since I started my "adventure" with the baskets I cannot stop. I suppose one day I will get bored. When? I don't know. In the meantime I present you my rocking chair. It has been placed in the attic of the Victorian shop but I hope that one day someone will use it... The chair is woven of cotton thread dyed with acrilics. Something tells me that I will have to build another shop as I am going to weave a sofa now. The old shop is too small to keep all the furniture in it.
                  Some time ago I made two linen baskets, too. I haven't shown them yet, have I?



czwartek, 8 października 2015

Coś większego... Something bigger...

                 
       Tak to już chyba jest, że jak coś się polubi to chce się tego mieć w życiu jak najwięcej... I nie mam tu na myśli czekolady ani wyjątkowo pysznych gofrów z bitą śmietaną i truskawkami... chociaż też je kocham! O czym więc myślę? O plecionkach oczywiście! Chwilowo zaprzestałam produkcji koszyków i postanowiłam sprawdzić się w ... czymś większym.  Na pierwszy ogień poszły stolik i fotel, które trafiły już do wiktoriańskiego sklepiku. Mimo, że mają zaledwie kilka dni wyglądają na stare, nieco zniszczone i z duszą. Przyznam, że chciałabym posiadać taki fotel w moim wymiarze. Wygląda na bardzo wygodny... Ale nie! Nie uplotę go sobie! Już plecenie "maluszka" zajęło mi trzy dni. Więc co będzie następne? Hmmm... tego jeszcze nie wiem... może kolejny fotel albo stojak na parasole? Kosz dla niemowlaka? A może kanapa ogrodowa? Mam tylko nadzieję, że nie skończę plotąc miniaturowy domek. To byłaby już przesada...




                     I suppose that it is quite normal that when we like something we want to have it more
and more inour life... And I'm not thinking about chocolate or some "extremely" delicious waffels with whipped cream and strawberries... even if I adore them! I am thinking about... weaving! I have stopped weaving baskets for a while and I decided to try "something bigger". I have handwoven a table and an armchair that have already been placed in the old curiosity shop. They are new but seem old, used and they seem to tell some interesting story. I admit that I would love to have an armchair like this in my size. It looks very comfy. But no! I am not going to weave it! It took me three days to weave the small one. So what will I weave now? I am not sure. A chair or an umbrella stand? A basket for a newborn? Or a garden sofa? I hope I won't finish weaving a miniature dollhouse. It would be too much...




             I jeszcze wyniki losowania! Zestaw z książką pojedzie do Anity M., a zestaw piknikowy do Nariny. Gratuluję i bardzo proszę o przesłanie mi swoich danych do wysyłki.
             And now the giveaway winners! The set with the book goes to Anita M. and the picnic set goes to Narina. Congratulations! Please, send me your addresses.


sobota, 3 października 2015

Pewne bardzo ważne drzwi... A very important door...

                 
       
      
                   Drzwi... niby nic takiego... a jednak... Mogą oznaczać początek, mogą też oznaczać koniec. W tym przypadku to koniec... koniec chociaż tak nie do końca... To koniec pewnego etapu, ale drzwi nie zostały zamknięte... 
                   Długo zastanawiałam się czym obdarzyć kogoś, kto przez ponad rok towarzyszył mi w trudach wychowawczych, wspierał, pocieszał, zachęcał do działania i często podglądał mnie przy pracy nad miniaturkami. Czym, jeśli nie miniaturką właśnie? Nie taką zwykłą jednak, ale taką... z przesłaniem. W takich właśnie okolicznościach powstała miniaturowa scenka z drzwiami, które się nie zamykają, w roli głównej. Scenka, która w trakcie jej realizacji "rozrosła się" i stała się półeczką na klucze. A dlaczego drzwi się nie zamykają? Dlatego, że dla osoby, która półeczkę otrzymała, drzwi mojego domu będą zawsze otwarte...
               

                   A door... nothing special, but... It may signify the beginning but it may signify the end, as well... This time it's the end of something but  not exactly the end... It's the end of some period but the door has not been closed...
                   I had been thinking a lot what to give as a gift to someone who, for more than a year, helped me to bring up my children, supported me, tried to cheer me up, encouraged me and very often watched me creating my miniatures. What if not a miniature? But not a simple miniature... a miniature with some meaning. In these circumstances a miniature scene with a door was created. Not a simple door but a door that never closes. During the works an idea came to my mind and the miniature scene has become a shelf for keys. 





czwartek, 24 września 2015

Do trzech razy sztuka. Three times a basket.

       
       

















         Do trzech razy sztuka... myślę, że z koszykami będzie i do czterech i do pięciu... i do dziesięciu... Nauczyłam się kilku nowych splotów i ćwiczę i ćwiczę ... Tym razem oprócz kilku zwykłych wiklinowych koszyków na owoce i warzywa, na które wkrótce zabraknie mi miejsca, spróbowałam też czegoś innego - sporych romiarów koszyka na zabawki. Ów koszyk, w odcieniach szarości i z koronkowymi ozdobami, świetnie pasuje zarówno do wiktoriańskiego sklepiku jak i do pokoiku dziecinnego. No i gdzie mam go wstawić? Chyba zrobię jeszcze jeden, podobny, i w ten sposób rozwiążę dylemat... Koszyków nigdy za wiele.

  Three times, four times... well, I think I will have many more times with the baskets. I have learned some new weaving techniques and I have been practising a lot. This time apart from common wicker baskets used for fruit and vegetables I have tried something different - a big basket for toys. The basket, grey and decorated with lace, is just perfect for the curiosity shop but also for the nursery. ANd now... Where should I put in? I think I will make another one, similar, and in that way I will resolve my dilemma. One can never have too many baskets.