środa, 4 czerwca 2014

Próbując zabić czas. Trying to kill time.

       
       Ostatnio dni ciągną mi się w nieskończoność a czas wydaje się stać w miejscu. No właśnie... czas.  W zeszłym tygodniu dotarł do mnie długo wyczekiwany i upragniony działający zegar, z angielskiego zwany dziadkiem - zegarem. Zaciekawiona nazwą poszperałam trochę w internecie i dowiedziałam się, że nazwa ta pochodzi od tytułu piosenki "Zegar mojego dziadka" z 1876 roku. Zegar z piosenki należał do dwóch braci i bardzo dokładnie wybijał czas. Gdy pierwszy z braci umarł, ów zegar zaczął sie opóźniać, a gdy umarł drugi brat zegar przestał wybijac godziny i w żaden sposób nie udało się go naprawić. Mój "dziadkowy zegar" stoi już dumnie w jadalni i wybija godziny. Przyznam, że za każdym razem, gdy otwieram domek i słyszę ciche tykanie cieszę się jak dziecko. 
        Co do prób zabicia czasu to idzie mi to opornie. Nie jestem już w stanie zająć się żadnymi większymi pracami przydomkowymi, a i wykonywanie malutkiego wyposażenia kosztuje mnie wiele cierpliwości. Nie mogę jednak leżeć i czekać na skurcze porodowe. Tak więc, mimo przeszkadzającego brzucha, udało mi się zrobić dwie kartonowe tace, które są pierwszą próbą decoupage'u w moim wykonaniu. Przyznam, że bardzo podoba mi się ta technika i postaram się częściej wykorzystywać ją w moich miniaturach. Oprócz tac zrobiłam również podstawkę na korespondencję, która stanęła w korytarzu głównym. Teraz czekamy na pierwsze listy. Ulepszyłam także nieco mój miniaturowy domek do pokoju dziecinnego. Z kominami rzeczywiście wygląda lepiej. Ostatnio natknęłam się jednak na tzw. kit w skali 1:144 i nabrałam wielkiej ochoty, by sprawić sobie taki tyci drewniany domek z prawdziwymi oknami. Kto wie, może kiedyś...

 
       
       Recently, time has stopped for me and the days have seemed much too long. Yes... time. Last week my long awaited working grandfather clock arrived. Intrigued with its name I did some research in the internet and I found that the name comes from a song title. "My grandfather's clock" was written in 1876 and tells about two brothers, owners of a clock. When one of them died, the clock began loosing time, when the second brother died the clock stopped working. My grandfather clock stays proudly in the dining room and shows the right time. I admit that every time I open the dollhouse and I hear the quiet ticking I am happy as a child.
       Talking about my trials of killing time... I am not good at it. I am not able to start any bigger dollhouse work now and even creating some small items costs me a lot of patience. However, I cannot stay in bed and wait for labour pains. So, instead of my huge belly, I have managed to make two cardboard trays. They are my first attempt of decoupage. I hope to proceed with this technique in my dollhouse. Apart from trays I have created a "post stand" that I located in the main hall. We're awaiting first letters now. I have improved the miniature dolhouse for the nursery, too. With chimneys it looks much better. But... some days ago I saw 1:144 kits of wooden houses with "real" windows and I have fallen in love with them. Who knows, maybe one day...

 

2 komentarze:

  1. Zegar wspaniały. Aż nie chce się wierzyć, ze na prawdę działa. Tace wyszły Ci ślicznie. Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Technika decoupage w miniaturze wygląda świetnie, problem w tym, że trudno jest zdobyć np. papier ryżowy z malutkimi wzorami, poszukuję od dawna z mizernym skutkiem:). Twój domek wgląda już na zamieszkały od lat w przeciwieństwie do mojego, który nawet dachu jeszcze nie ma. Pozdrawiam serdecznie, Agnieszka

    OdpowiedzUsuń