czwartek, 30 stycznia 2014

Efekt wolnego wieczoru. A free evening's result.

     

  Zwykle, gdy przechodzę obok pasmanterii nachodzi mnie niepohamowana chęć kupna jakiegoś malutkiego kawałka materiału lub wstążki do domku dla lalek. Staram się z tym walczyć, ale czasem przegrywam. Wtedy mój wybór pada na ręcznie tkane tasiemki do wykończeń arrasów.  Mam do nich szczególną słabość. Niestety, ich ceny są zdecydowanie zbyt wysokie. Kupuję pół metra produktu, a potem z wyrzutami sumienia tłumaczę sama sobie, że przecież będą z tego wspaniałe poduszki.

        Kilka dni temu, mając wolny wieczór, postanowiłam wreszcie użyć jednej z moich zdobyczy i stworzyć parawan do głównej sypialni. Taki był plan, a skończyło się na szyciu pościeli i walce z frędzelkami. Nie miałam pojęcia jak je wykonać, gdyż nitki nie układały sie po mojej myśli. Ostatecznie wpadłam na pomysł sprucia centymetra mojej zbyt drogiej wstążki i użycia do frędzli jej jedwabnych nitek. Myślę, że podziałało, a przynajmniej ja jestem zadowolona z rezultatu. 
        Pościel uszyłam ręcznie z kawałka materiału kupionego na wagę. Nie wiem dlaczego, ale nie lubię szyć na maszynie, mimo, że takową posiadam. Ręczne szycie bardzo mnie odpręża. 
     Pościel miała być prosta, ale elegancka. Dlaczego prosta, a nie przesadnie ozdobna jak to często można obserwować na zdjęciach przedstawiających wiktoriańskie sypialnie? Ponieważ moja miniaturowa rodzinka należy do klasy średniej. A poza tym z sypialnianą bielizną w epoce wiktoriańskiej różnie bywało. Zwykle w pokojach było chłodno więc i bielizny było sporo: prześcieradła spodnie i wierzchnie, kołdry i narzuty. I oczywiście pojawiał się problem z ich praniem i suszeniem. Stąd też, aby nie było widać zabrudzeń przekładano na przykład prześcieradła - te spodnie wyciągano na wierzch, a te wierzchnie ukrywano pod spodem, odwracano stronami narzuty i kołdry. Nie chciałam więc skazywać moich mieszkańców na spanie wśród brudnych falban, zwłaszcza w zimie, gdy suszenie było prawdziwą zmorą pań domu.W komplecie brakuje jeszcze narzuty. Upatrzyłam już sobie na nią piękną granatową koszulę mojego męża, ale muszę poczekać, aż się nią znudzi. Przyznam, że cierpię bardzo widząc ją wiszącą na wieszaku i uśmiechającą się zachęcająco do mnie...Myślę jednak, że mój zestaw pościelowy wyszedł całkiem ładnie. Oceńcie sami. Martwi mnie tylko jeden drobiazg, nie wydaje się wam, że wzór na zielonej poduszce jest zbyt duży?
        
         
Usually, when I pass next to a haberdasher, I feel an irresistible desire to buy a little piece of some fabrics or ribbon for my dollhouse. I try to fight with but sometimes I give up. Then, I choose a handmade ribbon used for tapestries. I have a weak spot for them. Unfortunately, their prices are much too high. I buy fifty centimeters of the ribbon and then, with remorses I try to justify myself that it will become a beautiful cushion.
           Some days ago I had a free evening and I decided to use one of my treasures and create a screen for the master bedroom. It was the plan but ,finally, I changed my mind and I got to sew some bed linen and to fight with tassels. I had no idea how to make the tassels and I did not like the threads that I used at the beginning. And then I decided to unravel one centimeter of my precious ribbon and use the threads to create the tassels. I think it worked. I am satisfied with the final result.
           The bed linen I sewed by hand with a piece of fabrics that I had bought on weight. I don't know why but I don't like using a sewing machine, even if I have one at home. Handsewing relaxes me. The linen had to be simple but elegant. Why simple and not excessively decorated as we can often see in the photos of the Victorian bedrooms? Because my miniature family is a middle class family. And apart from that, in the Victorian period there was some kind of "problem" with the bed linen. The rooms vere usually quile chilly and for that reason a lot of pieces of the bed linen had to be used : undersheet, sheet, underduvet, duvet, bedspread etc. and there was a problem with washing and drying them. So the Victorians tried to 'maximise' the use of the linen. When the
sheet was dirty they put it as an undersheet and used the undersheet as a sheet. They also reversed the duvets. I did not like the idea to 'sentence' my little inhabitants to sleep among dirty flounces , most of all, in the winter when drying the washing was a real nightmare for housewives.
           The bed linen lacks of a bedspread. I have already chosen the fabric. It is a beautiful navy blue shirt of my husband. I must wait till I will get the permission to use it, though, as it is quite new. I suffer a lot watching it in the wardrobe, smiling to me. I think the linen I sewed is quite nice. The only little problem is that I am not sure whether the motive on the green pillow is not too big.
            

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Gościnna sypialnia. Guests' bedroom.

           
       As I wrote in my previous entry, constructing my Victorian house I decided to enlarge it with two rooms for guests. One of them is the guests' parlour, the other one is the guests' bedroom. At the beginning, the space I adapted for the bedroom was to be a morning room, a place where the lady of the house every morning sits by her desk and plans the day activities, the food that is going to be served, occupies herself with book-keeping and so on. Eventually, I decided that the guests must have some room to sleep in and the lady of the house can do all her morning tasks in the library. There are all the guides she may need, too.
            As you see, the room is finished but it is not furnished enough yet. Still, there is a bed and a wardrobe and it means that there is everything that is needed for a good sleep. I suppose the Victorian ladies would not agree with me and would consider the conditions as spartan or inacceptable. For the time being I can not help them as the other pieces of furniture have not been bought yet. I admit that when I buy something to my house I usually choose the used furniture available on the internet auctions. It costs less. However, the truth is that sometimes I have to wait a lot to get something that I like. For this reason some of the rooms in my house are furnished in a very modest way. Fortunatelly,  I don't usually give up, I wait and observe and , at last, I buy what I need. 
            The guests' bedroom has already had a guest, the lord of the house's sister. I am thinking of making her the lady of the house, though, as the recent lady seems one centimeter too high to me. I know, it sounds funny but I am not able to put her to bed.

            Returning to the room decorations I decided to choose the pink wallpaper, it is a shade of pink that I am not able to name. The fllor is made of wood. There is already a wardrobe with a mirror ( to save some space) and a bed with some bed linen sewn by me. There is still some bed cover needed. I would like it to be purple but I have not found the fabrics yet. The thing that attracts attention is the painting in a large golden frame (made of paper and some elements created with Fimo). The paining is entitled 'An evening at home' and was painted in 1888 by Sir Edward John Poynter. And, at the end, there is a washing jug and a bowl, both made by me with Opla paste. 


            Jak pisałam w poprzednim poście, budując mój wiktoriański domek, postanowiłam powiekszyć go o dwa pomieszczenia dla gości. Jednym z nich jest salonik, drugim oczywiście sypialnia. Dziś kilka słów właśnie o sypialni. Początkowo miejsce, które zaadaptowałam na sypialnię gościnną miało być pokojem porannym, czyli miejscem, w którym pani domu każdego ranka siadała przy biurku i planowała rozkład zajęć, posiłki, podliczała wydatki itd. Ostatecznie zdecydowałam jednak, że goście muszą przecież gdzieś spać, a pani domu może zajmować się porannymi czynnościami w bibliotece. Przynajmniej, w razie potrzeby, będzie miała pod ręką wszelkiego rodzaju poradniki. 
              Jak widać sypialnia jest wykończona, ale umeblowana zaledwie w połowie. Jest już szafa i łóżko, czyli przenocować można. Pewnie wiktoriańskie damy uznałyby takie warunki za spartańskie, lub wręcz niegodne, ale cóż. Pozostałe meble nie zostały jeszcze zakupione. Przyznam, że kupując meble zwykle wybieram te używane, dostępne na aukcjach internetowych, gdyż kosztują o wiele mniej. Prawda jest jednak taka, że aby upolować okazję, czasem trzeba bardzo długo czekać. Stąd też niektóre z pomieszczeń w moim domku są bardzo skromnie umeblowane. Zwykle jednak nie poddaję się łatwo, czekam, obserwuję i w końcu udaje mi się zakupić to, czego szukam. 
             
Gościnna sypialnia ma już gościa, siostrę pana domu. Podejrzewam jednak, że ostatecznie to ona zostanie panią domu, gdyż obecna lalka wydaje mi się o centymetr za wysoka do skali. Wiem, śmiesznie to brzmi, ale w rzeczywistości jest zbyt długa, by umieścić ją w łóżku. 
             Wracając jednak do wystroju pokoju, pokusiłam się o tapety w kolorze różu o odcieniu trudnym do określenia. Podłoga oczywiście drewniana. Szafa z lustrem, by zaoszczędzić trochę miejsca, oraz łóżko z pościelą uszytą z ręcznie wyszywanej starej serwety. Brakuje oczywiście narzuty, wymarzyłam sobie taką w kolorze śliwkowym, ale nie znalazłam jeszcze odpowiedniego materiału. Rzeczą, która chyba najbardziej przyciąga wzrok jest obraz w szerokiej pozłacanej ramie (zrobionej z kartonu i udekorowanej elementami z Fimo). Obraz jest zatytułowany " An evening at home" i został namalowany w 1888 roku przez Sir Edwarda Johna Poynter'a. No i na koniec niewielki wykonany przeze mnie komplet do toalety porannej - dzbanek i miska z pasty Opla. Póki co ustawione na malutkim stoliczku.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Salonik dla gości. Guests' parlour.

         
         Kiedy zaczęłam budować mój wiktorianski domek w planie miałam pięć pomieszczeń: kuchnię, łazienkę, salon, jadalnię i pokój dziecinny. W miarę trwania prac jednak, gdy coraz bardziej poszerzałam moją wiedze na temat epoki, zdałam sobie sprawę, żę przecież pięć pomieszczeń to zdecydowanie za mało. A gdzie pomieszczę gości, którzy w tamtych czasach nie składali wizyt jedno- lub dwudniowych, ale miesięczne? A może nagle owdowieje siostra pana domu lub jego matka i postanowią zamieszkać razem z nim? A może kuzynka pani domu postanowi spędzić u niej tzw. "sezon salonowy"? I co wtedy? Przecież nie mogłabym położyć ich spać w pokoiku dziecinnym, a w salonie na łóżko nie ma miejsca. Tak więc powstały sypialnia dla gości oraz salonik dla gości.
         Tym razem kilka słów o saloniku. Mieści się pomiędzy gościnną sypialnią i łazienką. jako, że jest to pomieszczenie przechodnie i znajdują się w nim schody, kolorystyka ścian jest taka sama jak w korytarzu na parterze oraz pokoju przechodnim na drugim piętrze. Salonik ten ma pełnić dwie funkcje - salonika dla gości, którzy przebywają w domu przez dłuższy czas, oraz tzw. salonika dla pań. Salonik dla pań wykorzystywany był podczas uroczystych kolacji, kiedy to po skończonym posiłku panie opuszczały jadalnię i zostawiały panów samych. W czasie, gdy panowie palili cygara, popijali brandy lub whisky i rozmawiali o interesach, panie plotkowały w przeznaczonym do tego saloniku.

         Meble, które umieściłam w pomieszczeniu, to głównie meble do siedzenia. Jest tu jednak także witryna z porcelanowymi skarbami rodzinnymi, kilka obrazów i fotografii oraz stół i stojąca na nim niewielka roślinka. Meble zostały zakupione, wszystkie ozdoby i drobiazgi natomiast wykonałam sama z pasty Opla.

       Nie mogło zabraknąć także zdobionego sufitu. To też moja kreacja. Myślę, że salonik wyszedł mi całkiem przytulnie, ale ściany są jeszcze dość "gołe" i zamierzam zapełnic je rodzinnymi portretami. Co wy o tym sądzicie?
         When I started building my Victorian dollhouse I planned five rooms: a kitchen, a bathroom, a living room, a dining room and a nursery. During the works though, while I was reading more and more about the Victorian reality, I realised that five rooms were not enough. And where were the guests supposed to sleep? In those times they did not come for a day or two but for a month. And what if the master of the house's sister became a widow? Or his mother? And if they decided to come to live with his family? And if some cousin of the lady of the house decided to come and spend with her "the social season"? I could not put them to sleep in the nursery and in the living room there was no room for a bed. So, in that way, a guests' bedroom and a guests' parlour came to exist.

          This time I am going to tell you about the parlour. It is located between the guests' bedroom and the bathroom. It is so called "passage room" as there are stairs to go up and down and for this reason I decided to use the same wallpaper as in the corridor on the ground floor and as in another "passage room" on the second floor. The parlour has two functions- as a guests' parlour for the guests that stay in the house for a longer period and as a ladies' parlour during some important supper. The ladies' parlour was a place where the ladies gathered after the finished meal. While the gentlemen were smoking cigars, drinking brandy or whisky and talking about bussiness, the ladies were chatting in the parlour.

          The furniture I put in the room serves to be seated on. However, there is a glass cabinet with porcelain family treasures, some paintings and photographs and a small table with a plant on it. The furniture was bought, while the other things I made myself with opla paste. And, of course, there is a decorative ceiling, another of my creations. I think the parlour is quite comfy but the walls seem still "naked" and I am going to hang more family photographs on them. What do you think?

niedziela, 12 stycznia 2014

Terrarium. The Wardian cases.


        Ostatnio cały swój wolny czas spędzam na produkcji dachówek. Pierwsze efekty już widać, daszek nad drzwiami oraz daszek nad oknem zostały pokryte. Teraz czas na drugi daszek nad oknem a potem na dach główny, który będzie sporym wyzwaniem. Zanim jednak się za niego zabiorę postanowiłam zrobić trzy okna dachowe, a dopiero potem położyć dachówkę. W między czasie muszę jeszcze zagłębić się w temat wiktoriańskich dachów i wymyślić sposób wykończenia krawędzi i boków. Pracy całkiem sporo. Żeby jednak za bardzo was nie zanudzać pokażę wam inny z moich miniaturowych projektów - terrarium.

        W pewnym momencie podczas rozkwitu epoki wiktoriańskiej mieszkańcy miast zapragnęli zieleni w swoich domach. Wiecie już, że wiktoriańskie miasta były bardzo zadymione, brudne, zatłoczone i ciężko było o przydomowe ogródki. Do tego kobiety, szczególnie te młodsze znalazły sobie nowe hobby - zbieranie i zasuszanie paproci. Wymyślono więc prototyp domowego terrarium, w którym, pod szklaną kopułą sadzono małe roślinki, często właśnie paprocie, by w ten sposób móc cieszyć się zielenią nawet w zimę. Terraria różniły się rozmiarami i kształtami, począwszy od tych małych, z jedną roślinką, do tych, które zajmowały całe pomieszczenia. Używano ich także do transportowania roślin, także za granicę. Czasem łączono razem terrarium i akwarium.

         Moje terraria są niewielkich rozmiarów i znajdują się w nich paprocie. Terraria wykonane są z monet, pokrywek od dezodorantów, śrubek i pasty Opla. Jako liści paproci użyłam zasuszonych i zakonserwowanych klejem winylowym listków drzewa mimozy. Mam w planie zbudowanie dużego terrarium, które zagości w korytarzu na trzecim piętrze. Ale to dopiero po skończeniu prac nad dachem.


              Recently I have been spending all my free time creating roof tiles. The first effects are visible, the small roof over the front door and one roof over the bay window are covered with tiles. Now I must finish the second window roof and then ... the biggest challenge - the main roof. However, before I start covering the main roof with the tiles I am going to make three roof windows. In the meantime, I should look for some more specific information about the Victorian roofs and find the way to finish the edges. There is a lot of work to do. Anyway, I don't want to bore you with the roof and I will show you one of my other small projects - the wardian cases.
               
During the Victorian era, in a certain moment, the inhabitants of the great cities longed for some greenery in their houses. As you already know,  Victorian cities were full of smoke, dirty, crowdy and it was really hard to have a nice garden next to the house. Moreover, women, especially those younger ones, invented a new hobby - collecting ferns. As the result a prototype of terrarium, so called wardian case, was constructed. Under a glass dome plants, frequently ferns, were kept. It gave an opportunity to enjoy the real living plants and flowers even in winter. The wardian cases had different shapes and sizes - from small ones with one plant only to great glass constructions that occupied whole rooms. They were used to transport plants, even abroad, too. Sometimes terrarium and fish tanks were joined together.

  

               My wardian cases are very small and there are ferns inside. The cases are made of coins, deodorant bottle taps, screws and Opla paste. As the fern leaves I used the mimosa leaves, dried and "conserved" with Vinilic glue. In the future I am going to make a big terrarium That is going to occypy the corridor on the third floor. But first I must finish the roof.


sobota, 4 stycznia 2014

Postępy przy budowie. Some progress with external works.

             
             W końcu udało się! Hurra! Po prawie dwóch miesiącach wreszcie znalazłam czas i siłę na dokończenie elewacji domu. Przyznam, że jestem usatysfakcjonowana. Pracy było mnóstwo, jako, że i dom nie jest mały. Na początku pokryłam zewnętrzne elementy domu tynkiem do drewna a po jego zaschnięciu wyrównałam powierzchnię papierem ściernym. Oj bolały mnie ręce, bolały! Następnie dokonałam poprawek przy oknach, pozakrywałam ewentualne niedoskonałości przy framugach, dziurki, rysy itp. Na koniec pomalowałam otynkowaną powierzchnię białą farbą. Zdecydowałam się na biel, gdyż przy ewentualnych przybrudzeniach zawsze mogę je podmalować i nie będzie widać plam. Efekt zadowalający. Chociaż przyznam, że ciągle jeszcze znajduję jakieś drobniutkie elementy do udoskonalenia.
            Po tynkowaniu i malowaniu przyszedł czas na poszycie dachowe. Od początku zdecydowana byłam na dachówki. Rozważałam wiele możliwości : zakup gotowych dachówek wykonanych z gliny, wycinanie dachówek z papieru ściernego, patyczki do lodów, karton, modelina. Ostatecznie, przede wszystkim ze względu na koszt, postanowiłam wykonać dachówki z kartonu. Kształt? Karpiówka. Przejrzałam wiele stron internetowych z wiktoriańskimi dachami i karpiówka wydała mi się najbardziej stosowna i elegancka. 
        Początkowo zrobiłam tylko kilkadziesiąt dachówek, by zobaczyć jaki dają efekt położone na dachu. Każdą z nich wycięłam, pokryłam cienką warstwą szpachlówki i pomalowałam farbą akrylową w kolorze grafitu. Żmudne to zajęcie, ale dachówki wyszły całkiem ładne i zamierzam kontynuować produkcję. Na pokrycie daszków nad oknami potrzebuję ich około pięciuset, a na główny dach ponad ... dwa tysiące. Cóż... może do przyszłej zimy moje wiktoriańskie laleczki będą już miały porządny dach nad głową.

              I did it! Hurray! At last! After two months, finally, I found some time and enough good will to finish the facade of my house. I admit that I am satisfied. A lot of work had to be done as the house is not small. At the beginning I plastered all the external elements with some plaster used for wood. When it dried I smoothed the elements with sandpaper. I did feel the pain in my arms! Then I fixed all the imperfections in the window frames, holes and scratches. At the end I painted the walls with white paint. I decided to use the white colour because I will be able to repaint eventual defects without any visible change in the colour. The effect is pleasing. However, I still find something to correct.
             
            After plastering and painting the time for the roof works came. From the beginning I was decided to use the roof tiles. I thought of buying clay tiles, make them from sandpaper, ice-cream sticks, cardboard, fimo paste. Finally, mostly because of the low cost, I chose to cut them out from cartboard. Shape? Plain flat tiles. I visited a lot of internet websites with Victorian roofs and I think that this kind of tile is the most convenient and elegant one.
             I created some of them to check what effect they give once put on the roof. I cut them out, plastered each of them and painted with graphite acrilic paint. It is a very boring task to do but I think the tiles are quite nice and I am going to continue my work. To cover the small roofs above the windows I need about five hundred tiles, and to cover the main roof... more than two thousand. Well... I hope till next winter my Victorian dolls will get a nice roof over their heads.